Dlaczego założyłam bloga

Pisanie tego bloga jest wyrazem mojego posłuszeństwa Bogu, który już przed kilkoma laty zachęcał mnie do pisania. Celem jego jest zaświadczenie, że Jezus jest żywy i realny, a Bóg działa w życiu wierzących, którzy Go szukają i Jemu wierzą. Jest pisany ku zachęcie i inspiracji, aby z wytrwałością i pasją podążać za Jezusem. Zasadą Bożą jest, że prawda wyzwala. To, co piszę, przyniosło wolność do mego życia, więc wierzę, że przyniesie i do Twojego, o to też się modlę… A jeśli poczujesz się zachęcony/-a moimi postami, poleć proszę tego bloga swoim znajomym, aby Imię Jezusa było uwielbione „przez dziękczynienie wielu.” Zachęcam Cię jednak przede wszystkim do medytowania nad Biblią, aby "zaświeciła ci prawda Ewangelii" (Ef 4, 17-24).
Istnieje możliwość zamówienia książki, która powstała w oparciu o teksty z bloga. W celu zakupu proszę o kontakt na maila hakiiki@gmail.com

Bieżące informacje z misji w Ugandzie (2010-2013):

Jak czytać bloga

Zachęcam do chronologicznego czytania bloga. W tym celu proszę najpierw wejść do archiwum (po lewej stronie pod ulubionymi linkami) i wybrać rok 2007, a następnie zjechać na sam dół strony.

poniedziałek, 29 marca 2010

Świadectwo Natalii z pobytu w Ugandzie


Do Ugandy, jako wolontariuszka, wyjechałam 12 listopada ubiegłego roku. Moim celem było opiekowanie się dziećmi. Na sercu miałam szczególnie dzieci zarażone wirusem HIV. Już na miejscu okazało się, że będę się zajmować 6-ma najmłodszymi dziewczynkami (miały wtedy od 5 do 18 miesięcy).

Moje "serce skradła" szczególnie jedna z bliźniaczek - 18-miesięczna Favour. Być może była mi bliższa dlatego, że sama jestem bliźniaczką. Pokochałam ją od razu, a ona, o dziwo, w ogóle się mnie nie bała. Nie potrzebowała, tak jak inne dzieci, czasu aby się do mnie przyzwyczaić. Jak się potem okazało Favour również była zarażona wirusem HIV

Przez cały mój pobyt w Kaihurze zastanawiałam się, po co Bóg mnie tam przysłał. Nie miałam pieniędzy ani mądrości, aby służyć pomocą tamtejszym ludziom. Po ok. 6 tygodniach od mojego przyjazdu do Kaihury odbyła się konferencja pod tytułem:"Thank God for Great Victory" na górze modlitwy u P. Paula. Bóg przemówił tam do mnie przez swoje Słowo. Była to obietnica: "Moc Boża przybędzie i zawładnie Tobą. Bóg jest tutaj aby służyć Tobie".

Te słowa otworzyły moje serce i oczy duchowe. Dzięki mojemu pobytowi w Ugandzie mogę świadczyć, że bez względu na wszystko i wszystkich Bóg jest ze mną. To on mnie powołał i używa bez względu na przeciwności. Posłuchałam głosu Bożego, poddałam się Jego prowadzeniu, a Pan każdego dnia udowadniał mi, że jestem na właściwym miejscu. To Bożą wolą było, abym znalazła się tam, a nie gdzie indziej. Z ufnością uwierzyłam, że Pan jest tym, który wie, co jest dla mnie.

Po 3 miesiącach pobytu w Ugandzie wraz z Magdą (wolontariuszką, z którą spotkałam się w Kaihurze) postanowiłyśmy wyruszyć w drogę "do domu" przez Afrykę. Naszym celem było zobaczenie i porównanie poziomu życia w poszczególnych krajach: Kenia, Tanzania, Zambia, Zimbabwe, RPA - skąd wyleciałyśmy, aby stawić czoła europejskiej cywilizacji. ;) Podczas drogi, która trwała 1,5 miesiąca przeżyłyśmy chwile strachu, radości, zaskoczenia jaki i rozczarowania. To wszystko, co przeżyłam wiele mnie nauczyło. Przede wszystkim ogromnego szacunku do życia, miłości i wdzięczności Bogu za każdą jego minutę. Wiem teraz po tym, co widziałam i słyszałam codziennie, jak łatwo jest stracić życie, jak cenna jest każda jego sekunda, aby wiernie służyć Bogu. Jutro może już być za późno na cokolwiek!!!

Każdy z odwiedzonych przez nas krajów jest specyficzny i mimo wszystko podobny do siebie. Kenia - "walczący ze sobą" "chrześcijanie" (w moim odczuciu różnie odłamy chrześcijaństwa próbujące nawracać siebie nawzajem, bo przecież ich Chrystus jest lepszy niż Chrystus sąsiadów), Tanzania - Muzułmanie + "wyznawcy marihuany", Zambia i Zimbabwe - wbrew ogólnej opinii dość przyjazne państwa, w większości chrześcijanie różnych odłamów.

Wolontariusze przyjeżdżający do tych krajów muszą płacić organizacjom za chęć niesienia pomocy. Organizacje te tylko niewielka część pieniędzy przeznaczają na dzieci. RPA - bogaty, a jednak biedny kraj. Nie ma tam nic poza bogactwami naturalnymi. Walki między "białymi i czarnymi" obywatelami są codziennością. W tym państwie niemalże oddycha się wzajemną nienawiścią. W powietrzu jest coś, co trudno opisać...

Podsumowując: Uganda w porównaniu do wyżej wymienionych krajów jest państwem najbiedniejszym i potrzebującym pomocy. To miejsce na Ziemi potrzebuje głównie naszego finansowego wsparcia. Dużo cenniejsze jest to, co oni mogą dać nam w zamian. Życie duchowe i wiara są tym, czego powinniśmy się uczyć od nawróconych Ugandyjczyków. Są oni niesamowicie bogaci duchowo, bezpośredni i otwarci na Prawdę. Kiedy twoje życie nie opiera się na rzeczach materialnych (bo ich po prostu nie ma), to nic nie przeszkadza ci, aby wzrastać i opierać się tylko i wyłącznie na Słowie Bożym. Tak proste, a tak w dużym stopniu nieosiągalne dla nas - ludzi ze "świata cywilizowanego".

Co do reszty krajów, z przykrością stwierdzam, że potrzebują one bomby duchowej, misjonarzy i przebudzenia. Najczęstsze pytanie, z jakim spotykałam się jeszcze przed wyjazdem do Ugandy brzmiało: "Po co...?" Powtarzało się ono przez wszystkie te miesiące. Po co Uganda..., po co Afryka..., po co ta cała droga..., Po co ryzykować... Po co marnować młode lata swojego życia? Ale ja wiedziałam, że taki był Boży plan dla mnie i nie zamierzałam się przeciwstawiać.

Poprzez każdą sytuację w jakiej byłam stawiana dzień po dniu Bóg uczył mnie pokory, posłuszeństwa, pokazywał mi jak odczytywać Jego zamiary i stosować się do Jego woli. To Pan poprowadził mnie przez Afrykę i to Jemu dziękuje za opiekę i lekcję życia. Bóg pokazał mi jak kruche jest życie, jak ważne jest, aby doceniać każdą jego chwilę i dziękować Bogu za możliwości, jakie nam daje. Kiedy na własne oczy zobaczy się tak straszną biedę, brak jedzenia, wody, często mieszkanie w warunkach, które trudno nam sobie nawet wyobrazić, nie można zostać obojętnym.

Wiem, że nie naprawię świata i nie próbuję, ale jeśli dzięki mojej pracy (nawet jeśli miałaby to być choćby krótka zabawa z dzieckiem) poczuje się ono kochane, to ja osiągnęłam swój cel. Wszystkie te dzieci, które tuliłam, poprzez moje ręce tulił do siebie Jezus Chrystus. Ja byłam narzędziem w rękach Boga. Życzyłabym sobie, aby każdy z nas mógł być naczyniem, które będzie napełnione i użyte przez Boga. Jedyne, co potrzeba, to wiara i posłuszeństwo. Niech Was Bóg błogosławi!

środa, 12 listopada 2008

Jeszcze Polska nie zginęła...

Chcę napisać o niezwykłych zmianach politycznych i duchowych, które nastąpiły na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w Ugandzie.

Kiedy w latach siedemdziesiątych Uganda była pod dyktaturą Idi Amina, ludzie nie mieli wolności w niczym. Poza tym stale wzrastał poziom zakażeń wirusem HIV. Ogólnie mówiąc, bez wdawania się w szczegóły, warunki życia ludzi były bardzo trudne.

W tych okolicznościach nastąpiło przebudzenie w Ugandzie, zapoczątkowane wytrwałą modlitwą dwóch młodych ludzi, którzy wychowani w kościele anglikańskim, nie doświadczali przejawów Ducha Świętego, jak to miało miejsce na początku chrześcijaństwa. Postanowili więc modlić się, pościć i czytać Biblię, aby znaleźć odpowiedź i tak natrafili na fragment z drugiej Księgi Kronik 7:14: „Jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane Moje Imię, i będą błagać, i będą szukać Mego oblicza, a odwrócą się od swoich złych dróg, Ja z Nieba wysłucham i przebaczę im grzechy i kraj ich ocalę”.

Zainspirowani przez ten fragment, zaczęli się modlić o swoją przemianę i zostali ochrzczeni Duchem Świętym, zaczęli też mówić innymi językami. W takich okolicznościach rozpoczęli rozgłaszać na wszystkie strony Ugandy przesłanie 2Kr 7:14, przechodząc cały kraj i wzywając wszystkich do upamiętania, nawrócenia i pokuty. Ludzie zaczęli się masowo nawracać, porzucając swe grzeszne drogi oraz bezbożne życie. Doświadczali przy tym fizycznych uzdrowień i duchowych uwolnień.

Nieco później Pan dał wizję założenia „Góry Modlitwy za Narody” pastorowi Johnowi Mulinde, który jest znany na całym świecie z nauczania na temat uświęconego życia i walki duchowej. Na jego górę modlitwy w Kampali schodzą się tłumy, by tam wołać o przemianę dla swego kraju, a także za inne kraje. Chcę Wam powiedzieć, że wiszą tam różne flagi, a wśród nich – flaga Polski. W Ugandzie modlą się o Polskę! Chwała Bogu!

Pan dał wizje założenia tego rodzaju gór modlitwy wstawienniczej za narody także pastorom w wielu innych częściach Ugandy. W regionie Tooro, gdzie przebywałam, taka góra znajduje się około 15 km za wioską Kaihura, jadąc na zachód, w Kasozi. Założył ją w 2003 roku, z Bożej inspiracji, wspomniany już przeze mnie pastor Paul. Tam również Ugandyjczycy modlą się za Polskę!

Ten skromny trzydziestoletni pastor, Paul Busobozi, jest niezwykłym wojownikiem w modlitwie walki duchowej. Na tej górze ludzie doświadczają uzdrowień i uwolnień od demonów.

Jak wiele służb w Ugandzie, tak i jego służba, zwana „24 hour prayer network” („dwudziestoczterogodzinna sieć modlitewna”), potrzebuje naszego finansowego i modlitewnego wsparcia. Jeśli więc ktoś czułby pragnienie bycia finansowym partnerem służby pastora Paula, może wpłacać pieniądze na podane konto z dopiskiem „Pastor Paul”, a my mu prześlemy te pieniądze. Mogę też podać adres do korespondencji z pastorem Paulem.

Pastor Paul jest niezwykle aktywny i pełen poświęcenia w tym, by realizować daną mu przez Boga wizję zakładania tzw. „ołtarzy modlitewnych”, dlatego jego służba stale rozszerza się na okoliczne regiony, a nawet już istnieje w Kongo, angażując tysiące ludzi do modlitwy wstawienniczej za siebie, swe rodziny, naród, a także inne kraje. Poza tym pastor Paul organizuje ewangelizacje szkół, szpitali, więzień, opiekę nad sierotami i wdowami. Prowadzi przytułek dla bezdomnych, jadłodajnię, opiekę nad chorymi, zakłada grupy modlitewne, organizuje konferencje chrześcijańskie i podejmuje wiele innych inicjatyw. Polecam go Waszej modlitwie i proszę w jego imieniu na finansowe wsparcie na jego służby. Poświadczam jego wiarygodność.

W Ugandzie od wielu lat panuje wyjątkowa atmosfera duchowa, która charakteryzuje się otwartością ludzi na publiczne mówienie o Jezusie. Na dziesięć autobusów, w siedmiu puszcza się muzykę chrześcijańską, a sklepy mają biblijne nazwy. To jest niezwykłe. Przemiany przychodzą do życia pojedynczych osób i grup.

Fala przebudzeniowa ogarnęła wszystkie denominacje chrześcijańskie w Ugandzie, dlatego można tam zaobserwować znaki mocy tak w kościele protestanckim, jak i w kościołach tradycyjnych. Bardzo znany jest katolicki ksiądz John Bashobora, który nawet był kilkakrotnie w Polsce. Ten ksiądz, modląc się za zmarłych, widział ich powstanie z martwych, nie mówiąc już o wielu ludziach, uwalnianych od demonów i uzdrawianych z różnych chorób. Także podobne znaki potężnego działania Bożego mają miejsce w kościołach protestanckich. Chrześcijanie łączą się tam także w trosce o zbawienie niewierzących, robiąc wspólne ewangelizacje.

Powoli przychodzą też pozytywne polityczne i społeczne zmiany dla kraju, jak również obserwuje się zdecydowany spadek zachorowań na AIDS. Prezydent Ugandy Yoweri Museveni na rozmowie z pastorem Johnem Mulinde powiedział: „oddaję Ugandę w wasze ręce, wystawienników”. A oni oddają Ugandę Jezusowi Chrystusowi, ogłaszając Go Królem Ugandy i wstawiając się za swój kraj.

Weźmy naukę z przebudzeniowej historii Ugandy, by całymi kościołami, zborami i wspólnotami ukorzyć się przed Panem, na podstawie 2Kr 7:14, w oczekiwaniu na duchową zmianę w naszej ojczyźnie! Myślę, że jest pewien grzech, za który szczególnie Polacy powinni pokutować, a mianowicie antysemityzm. Żydzi są nacją, do której ludzie odczuwają nieuzasadnioną wrogość i miało to miejsce w wielu krajach na przestrzeni wieków. W XX wieku diabeł poprzez Hitlera, Stalina i muzułmanów na Bliskim Wschodzie starał się wygubić Żydów. Czyż to nie zdumiewa? Czy jest inny naród, który byłby tak prześladowany „za nic”?

Kiedy jednak czytamy Biblię, widzimy, że powtórne przyjście Jezusa będzie ściśle związane za narodem wybranym – Izraelem. Jezus przyjdzie jako Król do swego narodu – do Jerozolimy. „Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak Go widzieliście idącego do Nieba” (Dz 1:11 oraz podobne fragmenty: Łk 21:27; Obj 1:7).

W Księdze Rodzaju 12:2-3 czytamy, co Bóg powiedział do Abrahama: „Będę ci błogosławił i imię twoje rozsławię; staniesz się błogosławieństwem. BĘDĘ BŁOGOSŁAWIŁ TYM, KTÓRZY CIEBIE BĘDĄ BŁOGOSŁAWIĆ I BĘDĘ ZŁORZECZYŁ TYM, KTÓRZY TOBIE BĘDĄ ZŁORZECZYĆ. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi”. Wynika z tego jasno, że mamy błogosławić naszych starszych braci w wierze – Żydów. Błogosławić, czyli „dobrze mówić” o nich i modlić się o pokój w Izraelu. A jeśli może tu w Polsce znamy jakiś Żydów to błogosławmy ich, ilekroć się z nimi spotykamy. Wierzę, że Słowo Boże jest prawdą wieczną i jeżeli Bóg przed kilkoma tysiącami lat powiedział, że będzie błogosławił tym, którzy będą błogosławić Żydom, to ja wolę być pod Bożym błogosławieństwem, niż przekleństwem.

Widzę, że Bóg pobudza wielu wierzących w Polsce, by nie tylko jeździli na wycieczki do Izraela, ale szczególnie aby modlili się i błogosławili potomków Abrahama, Potrzebujemy bowiem, aby to szczególne błogosławieństwo Boże stało się udziałem naszego narodu!

Jeszcze Polska nie zginęła… póki chrześcijańscy wstawiennicy tu żyją! Módlmy się za rządzących w naszym kraju, a szczególnie intensywnie módlmy się za nowe wybory, aby ludzie bezbożni nie rządzili nami! Chcemy prezydenta i rząd, który służy Jezusowi, ustalając Boży porządek w Polsce i w Unii Europejskiej.

Słyszałam o pozytywnych przemianach na Łotwie, gdzie ewangeliczni chrześcijanie mają realny wpływ na rządy w swym kraju. Podobnie jest na Ukrainie. Słyszałam, że kiedyś, gdy chciano zrobić paradę homoseksulaistów w Kijowie, Pastor Sunday Adelaja poszedł do burmistrza miasta i powiedział: „ja i mój kościół nie zgadzamy się na tę paradę, jeśli pan ją zrobi, będzie miał Pan do czynienia z moim Bogiem” i parada się nie odbyła. Oczywiście jego kościół też się o to modlił.

Słyszałam o podobnych sukcesach w walce przeciwko homoseksualizmowi na Łotwie, jak na przykład doprowadzenie do opuszczenia Łotwy propagatorów bezbożnej kultury homoseksualnej, finansowanej przez Georga Sorosa, wspierającego promocję dewiacji w krajach byłego Związku Radzieckiego.

Łotewski ewangeliczny kościół stanął razem, aby wyrazić w modlitwie swoją niezgodę w wymiarze duchowym na przejmowanie przez bezbożnych ludzi kontroli nad ich krajem. Wyrażali tę niezgodę także licznymi publicznymi protestami i wygrali, bo choć walczyli z Goliatem, walczyli ubrani z zbroję Bożą, idąc w autorytecie potężnego Imienia Jezus w modlitwie walki duchowej.
Stańmy razem w modlitwie, wołając o przełomy w naszym osobistym życiu, a także w naszym kraju, abyśmy kiedyś mogli usłyszeć naszego prezydenta publicznie wyznającego: „ja sam, mój dom i moja ojczyzna, będziemy służyć Panu!” (Joz 24:15).

„Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia, zanoszone były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1Tm 2:1-4).

Wolą Bożą dla wszystkich państw na świecie jest to, by tam było „shalom”, a wszyscy ludzie byli „rabah”. Otwarcie przyznając się do Jezusa, jesteśmy w świecie znakiem sprzeciwu, jak sam Jezus, który dla niektórych stał się „kamieniem potknięcia, a dla innych skałą zbawienia” (1P 2:6-8). My mamy być solą dla tej ziemi i światłem dla świata, a światła nie przykrywa się pod korcem (Mt 5:13-16).

Mamy być kapłanami przed Bogiem, ale królami w świecie, a nie odwrotnie. Przejmując swój królewski autorytet nad obszarami, które nam Pan powierzył, wchodźmy we wszystko jak Król Dawid, który był uniżony przez Bogiem, ale z odwagą zdobywał ziemie, które Pan chciał dać Izraelowi.

„Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem na własność Bogu przeznaczonym, byście ogłaszali dzieła potęgi tego, który was wezwał z ciemności do swego przedziwnego światła” (1P 2:9-10).

Idźmy więc do świata, jak królowie, w oczekiwaniu na wspaniały powrót Króla Królów i Pana Panów – Jezusa Chrystusa, który powróci w całym swym majestacie i blasku: „sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej (…), potem my, którzy pozostaniemy przy życiu wraz z nim będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana i w ten sposób zawsze będziemy z Panem” (1Tes 4:16-17).

piątek, 16 maja 2008

Ukryte skarby cz. 1

Choć wydawałoby się, że blog mój został stworzony na czas pobytu w Ugandzie, są jeszcze sprawy, o których chciałam pisać w czasie mojego pobytu w Ugandzie, ale zapracowanie w ostatnich tygodniach mojego pobytu na misji niestety mi to skutecznie uniemożliwiło.

To, co czym będę pisać w temacie ukrytych skarbów, podzieliłam na kilka części, aby się lepiej czytało.

Kilka tygodni temu miałam doświadczenie, które mnie zdziwiło. Otóż moje serce napełniło się lękiem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się bałam. Nie zgadzam się na obecność żadnego lęku w moim życiu, gdyż lęk paraliżuje i sprawia, że patrzymy na okoliczności, a nie na Jezusa, który może wszystko. Ktoś powiedział, że w Biblii jest 365 razy użyte słowo „nie bój się”, a więc na każdy dzień roku. Bóg wie, że szczególnie potrzebujemy tego rodzaju zachęty. Trudno nam jednak po prostu nie bać się. A zapominamy, że martwienie się jest takim samym grzechem jak każdy inny, gdyż w Biblii czytamy wielokrotnie, że mamy się nie martwić. Na przykład w liście do Filipian czytamy: „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4, 6-7). Tego rodzaju fragment powinniśmy znać na pamięć, aby w sytuacji zmartwienia sobie go przypomnieć i powierzać swe troski z zaufaniem Bogu, który nas kocha i któremu na nas zależy (1P 5, 7).

Doświadczyłam jednak, że oprócz powierzenia Bogu swoich trosk, w moim sercu nadal był lęk. Zastanawiałam się, co z nim zrobić. Przypomniałam sobie, że Biblia mówi, iż lęk pochodzi od diabła. Wobec tego wiedziałam, że należy mu się przeciwstawić, bo to jako skuteczny środek poleca nam Bóg: „przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was” (Jk 4, 7).

W tym kontekście pojawiło się w moich myślach wspomnienie pewnej sytuacji z Ugandy, kiedy to dyrektorem szkoły zawodowej, którą prowadzi organizacja „Bringing Hope To The Family”, został wybrany pewien człowiek. Była to jego pierwsza praca tego typu i wobec tego miał wiele pytań i w ogóle był bardzo niepewny swego autorytetu jako dyrektor. Niejednokrotnie słyszałam jego rozmowy z Faith, które dotyczyły pozwolenia mu na pewne zmiany w szkole i za każdym razem Faith mu powtarzała: „John nie musisz przychodzić do mnie co tydzień, aby się pytać, czy możesz zrobić to, czy tamto. Ja ci ufam. Masz ode mnie pozwolenie (autorytet) do tego, aby decydować o wszystkim, czego dotyczy twoja praca. Oczekuję od ciebie tylko raportów.” Jednakże pan John po kilku dniach znów się pojawiał w biurze i znów pytał, czy może zrobić coś tak, albo tak. Ja prawie od samego początku uważałam, że ten człowiek nie będzie dobrze wypełniał swoich obowiązków, gdyż nie działał w autorytecie, jaki otrzymał od dyrektorki. Nawet go chyba nie rozumiał i nie korzystał z przywilejów tego rodzaju autorytetu. Pojawiły się wobec tego problemy z młodzieżą w szkole, która go nie szanowała i nie słuchała. Działo się tak, gdyż widać po nim było, jaki jest wszystkiego niepewny i nie postępuje w autorytecie, jaki miał. W końcu sam zrezygnował.

Kojarzy mi się to z sytuacją uczniów Jezusa, kiedy płynęli łodzią i była burza, a Jezus spał. Oni byli przestraszeni i sądzili, że utoną. W końcu obudzili Jezusa, żeby ich ratował. Jezus rozkazał burzy i nastała cisza na jeziorze. A do uczniów powiedział: „czemu pełni lęku jesteście i małej wiary?” (Mk 4, 40). Gdyby Jezus nie miał podstaw, to by im wyrzutów nie robił. Uczniowie Jego już zdążyli się napatrzyć na wiele cudów, które Jezus czynił i nad Jego władzę nad demonami. Zostali wybrani jako apostołowie, aby został im przekazany Jezusa autorytet. W tamtym czasie jednak jeszcze tego nie rozumieli, że mieliby autorytet w Imieniu Jezus, aby rozkazać burzy, by się uciszyła. A za chwilę byli przecież wysłani, aby głosić Ewangelię, uzdrawiać i uwalniać ludzi od demonów właśnie w tym autorytecie. I nie tylko apostołowie, ale też inni uczniowie z nimi, którzy dostali taki sam autorytet. Ciekawe jest też, że tę lekcję z łodzi dobrze zapamiętali, gdyż niedługo potem, jak nie chciano przyjąć Jezusa w jednym z miast samarytańskich Jakub i Jan powiedzieli do Jezusa: „czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Zdali sobie w końcu sprawę, że mają taki autorytet, aby rozkazywać wystąpieniu nawet takich zjawisk przyrodniczych, jak „ogień z nieba”, jak to zresztą miało również miejsce w przypadku Eliasza (2Krl 1, 9-14).

Jako chrześcijanie mamy autorytet w potężnym Imieniu Jezus nad okolicznościami w naszym życiu, które mogą się nam wydawać jak ta burza na jeziorze. Mamy też autorytet nad chorobami i nad demonami. Mamy go, bo Jezus nam go przekazał: „tym, którzy uwierzą te znaki towarzyszyć będą: w IMIĘ MOJE złe duchy będą wyrzucać (…) na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie” (Mk 16, 17-18). Nie ma tu co prawda mowy o autorytecie nad okolicznościami, ale przecież Jezus w innym miejscu powiedział coś na temat wiary: „kto powie tej górze: , a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie” (Mk 11, 23) i o mocy Jego Imienia: „o cokolwiek byście prosili Ojca da wam w IMIĘ MOJE” (J 16, 23). To słowo „prosić” użyte w tym kontekście jest tym samym słowem, które oznacza także „domagać się czegoś w sytuacji, gdy to się komuś należy w racji prawa”. Jezus mówi nam, że od kiedy uwierzyliśmy w Niego, mamy prawo domagać się od Boga wysłuchania nas, gdy powołujemy się na Imię Jezusa, oczywiście, gdy modlimy się zgodnie z wolą Bożą.

Często jednak nie rozkazujemy tym „burzom” w naszym życiu, by się uspokoiły, gdyż nie wiemy, czy to jest zgodne z wolą Bożą. A nie wiemy, co jest wolą Bożą, a co nie, bo nie czytamy Biblii. W Liście do Rzymian 12, 2 Apostoł Paweł pisze: „przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”. O tym jest też mowa w Liście do Efezjan 4, 23. Natomiast w Ef 5, 17-19 jest wyjaśnione, że będziemy potrafili rozróżnić, co jest wolą Bożą kiedy będziemy napełniać nasze myśli Słowem Bożym. O tym jest też mowa w Księdze Powtórzonego Prawa 6, 6-7, w Księdze Barucha 4, 1-4 i wielu innych miejscach w Piśmie Świętym. Tak więc czytanie i rozważanie Biblii pomoże nam z łatwością rozróżniać, co w naszym życiu się dzieje jako wola Boża, a co nie, a także czy to, o co się modlimy jest zgodne z wolą Bożą. I czy należy o to prosić Boga, czy raczej wyznawać. Mam tu na myśli przede wszystkim modlitwy za siebie samych.

Faith powiedziała mi, że w Ugandzie są chrześcijanie, którzy modlą się o cudzy samochód lub inną cudzą własność. Podchodzą na przykład do samochodu, który im się podoba, kładą na nim ręce i wyznają, że w Imię Jezusa ten samochód będzie do nich należeć. Oczywiście tym chrześcijanom brak poznania spraw autorytetu, mądrości i zdolności rozróżniania. Bóg nie obala jednego prawa (naszego prawa do własności), aby ustanowić inne, no chyba, że my sami z rezygnujemy z naszych osobistych praw dla spraw Królestwa Bożego, ale to już zupełnie inna historia.

Jak czytamy Dzieje Apostolskie, to widzimy Apostołów i innych wierzących, którzy dokonywali znaków i cudów w Imieniu Jezus. Dziś też w Kościele Jezusa tak się dzieje. W Ugandzie w kościołach protestanckich oraz w kościele katolickim Bóg powołuje charyzmatycznych wierzących, którzy rozumieją sprawę autorytetu jaki mamy w Imieniu Jezus i kiedy modlą się za opętanych, ci doznają uwolnienia, a kiedy modlą się za chorych, ci doświadczają uzdrowienia w Imieniu Jezus! Spotkałam też wielu takich wierzących w Polsce.

Wracając do wątku, od którego zaczęłam. Zdałam więc sobie sprawę, że lęk mnie zaczyna paraliżować, a wcześniej przecież oddałam ten problem Bogu i postanowiłam się nie martwić, wciąż jednak czułam, że nie mogę się pozbyć tego lęku. Wobec tego zdecydowałam się przeciwstawić diabłu i temu lękowi w Imieniu Jezus, aby pokój i odwaga wypełniły me serce. Powiedziałam więc: „w Imieniu Jezus przeciwstawiam się lękowi, który jest w moim sercu i nie zgadzam się na niego. Wyznaję, że mam pokój serca w Imieniu Jezus, przez wiarę w Bożą obietnicę, że jeśli ja powierzam me troski Panu, to On się nimi zajmuje, a pokój wypełnia me serce. Dziękuję Ci Boże za Twoją miłość i za Jezusa, który jest moim pokojem”. I lęk odszedł, a pokój Boży wypełnił me serce.

Piszę o tym, aby zachęcić Was do stosowania modlitwy „niezgody”, czyli modlitwy, w której głośno wypowiadamy, że nie zgadzamy się na sytuację, jaką diabeł nam stworzył, aby utrudnić nam życie. I że nie zgadzamy się na chorobę i problemy, o których wiemy, że nie są wolą Bożą dla naszego życia. Trzeba nam być świadomym autorytetu, jaki mamy w Imieniu Jezus i tego, że jak w modlitwie „Ojcze Nasz” wyznajemy, żeby wola Boża była na ziemi tak, jak jest w Niebie, tak też wyznajemy to także nad swoim osobistym życiem. Nie prosząc o to, ale wyznając, że tak ma być i że tak będzie. To jest bowiem nasze dziedzictwo w Chrystusie i jeden ze skarbów w Nim.

Ukryte skarby cz. 2

Jezus powiedział, że wybrał nas, abyśmy przynieśli owoc (J 15, 16). Nie proszę więc o to, żeby przynieść Bogu owoc swoim życiu, ale ja wyznaję, że tak będzie i że moje życie będzie owocne. Mogę wyjaśnić temat „modlitwy wyznawania” na przykładzie. Rodzice mówią swemu dziecku: „na urodziny dostaniesz rower”. Tak więc dziecko zaraz biegnie do kolegów i by się pochwalić: „na urodziny dostanę rower!” I przy każdej sposobności mówi wszystkim w około: „niedługo dostanę rower!” Czy ma już ten rower, o którym tak pewnie mówi? Nie. Rozgłasza to z pewnością wiary, że rodzice go nie okłamią i dostanie ten rower, jak przyjdzie czas jego urodzin. Byłoby zupełnie niezrozumiałe, gdyby to dziecko przyszło za jakiś czas do rodziców i powiedziało: „proszę, kupcie mi rower na urodziny”. Rodzice by pomyśleli, że jest coś nie-tak z ich dzieckiem, bo przecież już mu obiecali rower, więc po co się jeszcze o niego prosi? My jednak często się tak zachowujemy, kiedy prosimy Boga o rzeczy, które On nam już obiecał, że je da i że jest Jego wolą, abyśmy je mieli. Myślę, że powinniśmy uważnie czytać Biblię, aby nie prosić o rzeczy, które Bóg chce nam dać i już nam o tym powiedział w swoim Słowie. Taka modlitwa prośby jest jak proszenie o już dawno obiecany rower. Czytając starannie Biblię znajdziemy obietnice dotyczące różnych sfer naszego życia. Ktoś jednak mógłby powiedzieć: „skoro Bóg już to obiecał, to po co to wyznawać?” Wyznawanie jest potrzebne budowaniu naszej wiary i trwaniu w radosnym oczekiwaniu na pewne spełnienie się danej obietnicy w naszym życiu.

Do modlitwy wyznania potrzebne jest, abyśmy wiedzieli, czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie, abyśmy wierzyli w to i wyznawali z wiarą. To właśnie nasze głośne wyznanie doprowadza do zamanifestowania się tych rzeczy w naszym życiu.

Czasem niektóre obietnice mogą wydawać się dość nierealne. Ale czy postępujemy i zachowujemy się tak, jakby były prawdziwe? Czy wyznajemy, że one są prawdziwe i że zrealizują się w naszym życiu? Powinniśmy zawsze najpierw z wiarą wyznać, że jest tak, jak mówi obietnica, zanim ona stanie się faktem w materialnym wymiarze. Zgodnie ze Biblią, ona już jest spełniona w rzeczywistości duchowej przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, w którym wszystkie Boże obietnice są przecież na „tak” (2Kor 1, 20).

Gdy wyznaję kim jestem w Jezusie, niejako zabiegam o to i żyję tym, a wtedy przywłaszczam sobie to, co legalnie przez ofiarę Jezusa jest moje. Robię tak, aby przeżywać realnie moje chrześcijaństwo, które powinno przecież być bardzo praktyczne i nadawać smak mojemu życiu.

Może nasuwać się pytanie: "Jeśli to jest tak łatwo dostępne, to dlaczego tak wielu ludzi tego nie doświadcza?" Słyszałam kiedyś pewien przykład. Gdyby ktoś wygrał milion złotych na loterii, ale nie wiedziałby o tym, to wcale by mu się lepiej nie powodziło, mimo że te pieniądze należałyby już do tej osoby. A ta osoba byłaby w błędzie gdyby powiedziała, że ich nie ma. Wiele dóbr duchowych jest naszą własnością, lecz jeśli o tym nie wiemy, nie korzystamy z nich. Musimy więc je sobie przywłaszczyć, nie z legalnego, lecz z praktycznego (doświadczalnego) punktu widzenia, najpierw poprzez modlitwę wyznania.

Jest pewien fragment ze Starego Testamentu, który już nie raz pomógł mi w życiu. Są to słowa z Księgi Jeremiasza 29, 11. Bóg tam mówi: "Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam, co do was, zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie". Sprawdziłam, jak ten fragment wygląda w oryginale hebrajskim. Słowo przetłumaczone jako „pokój” (shalom) oznacza nie tylko pokój, ale także bezpieczeństwo, pomyślność, szczęście, dobre samopoczucie, zdrowie, powodzenie, dobrobyt finansowy. To wszystko zawiera się w słowie „shalom”. Choć te słowa wtedy odnosiły się do Izraela, teraz dotyczą nas w takim samym stopniu poprzez fakt, iż dla wierzących wszystkie Boże obietnice są na “tak” w Jezusie. Wyznawałam więc tę Bożą obietnicę z Jer 29, 11 nad swoim życiem, szczególnie wtedy, gdy nie było w nim ani pokoju, ani poczucia bezpieczeństwa, ani pomyślności, ani spełnienia, ani szczęścia, ani zdrowia, ani powodzenia finansowego. Czasemtrwałam przy swoim wyznaniu przez wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy zanim oglądałam manifestację tego, co wyznawałam ustami. Nie poddawałam się i nie zniechęcałam. Choć okoliczności od razu się nie zmieniały, ja byłam cierpliwa w dobrym wyznaniu, będąc pewna, że Bóg wysłuchał moją modlitwę i już mam to, co wyznałam. Wierzyłam że to mam, nawet jeśli jeszcze tego nie widzę. I ta obietnica się wypełniała! Mogłabym mnożyć przykłady na ten temat ze swego życia.

W trudnych sytuacjach zamiast płakać i prosić Boga o pomoc, trzeba nam otworzyć Biblię na fragmentach takich jak ten i innych w zależności od sytuacji, aby czynić dobre wyznanie wiary. Nawet w najgorszych czasach możemy mieć uśmiech na twarzy trzymając się na przykład takich obietnic: "Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień nie spalisz się" (Iz 43, 2). Takie też powinno być nasze wyznanie w podobnych złych okolicznościach. Podoba mi się tłumaczenie tego fragmentu w New Living Translation: „kiedy pójdziesz przez głębokie wody wielkich problemów, Ja będę z tobą. Kiedy pójdziesz przez rzeki trudności, nie utoniesz w nich. Kiedy pójdziesz przez ogień opresji i ucisków, nie spalisz się”.

Można też modlitwę dobrego wyznania porównać do listu w drodze. Jeśli ja rozmawiam z moją koleżanką w Australii i ona mówi, że właśnie wysłała mi pocztówkę, to choć ja jej fizycznie jeszcze nie mam, to cierpliwie czekam, aż ta kartka do mnie dojdzie. Jeszcze nie trzymam jej w swoich dłoniach, ale to nie znaczy, że jej nie mam. Spodziewam się jej wkrótce. I gdyby ktoś mnie zapytał: „czy dostałaś kartkę od Luciany?” Powiedziałabym, że właśnie na nią czekam. Ale mogłabym też zareagować inaczej i powiedzieć: „tak mi smutno, czekam i czekam na tę kartkę. Niby Luciana ją wysłała, a jeszcze jej nie ma. Pewnie gdzieś przepadła po drodze i już nie dojdzie”. Tak często robimy my, gdy nie trzymamy się wiary w konsekwentnym wyznawaniu. Modlitwa wyznawania to nie są magiczne formułki jak to jest w przypadku wątpliwej „potęgi podświadomości”, o której tak wiele się teraz pisze w literaturze ruchu “New Age”. Rzeczy, które się sobie tam po prostu wmawia, np. gdy ważę trochę za dużo, mam sobie wmawiać: „jestem szczupła” – a na podstawie czego? Modlitwa wyznawania to nie wmawianie sobie czegokolwiek, ale wyznawanie w Imieniu Jezus, że faktycznie „jest kartka, która została zaadresowana na moje nazwisko i ze ona do mnie należy”, czyli są Boże obietnice, które w Jezusie spełnią się w moim życiu, kiedy będę je wyznawać z wiarą.

Kiedy wyznajemy: "Ten, który jest w nas, większy jest aniżeli ten, który jest na świecie" (1J 4, 4), czyli "większy jest Ten - Jezus, który jest w nas, od jakichkolwiek mocy, które działają wokół nas" - wtedy wznosimy się do pozycji zwycięzcy. Nasze wyznanie jest niejako polem bitwy, decydującym o naszym zwycięstwie, bądź klęsce. Zamiast wyznawać wątpliwości i obawy, wyznawajmy wiarę w Bożą moc. Wyznawajmy to, co mówi Słowo, a wtedy nasza wiara będzie się umacniała i wzrastała. Szczególnie, że taki rodzaj modlitwy jest zgodny ze Słowem Bożym. Na przykład w Ewangelii Marka 11, 23 czytamy: „kto POWIE tej górze: , a nie wątpi w sercu swoim, lecz wierzy, że spełni mu się, co MÓWI, tak mu się stanie”. W tym fragmencie wyraźnie widzimy rolę głośnej modlitwy wyznawania z wiarą, a także Hbr 4, 14; Hbr 10, 23; Ap 12, 11, Pwt 6, 6-7.

Bardzo lubię czytać Biblię, bo jest to jak przygoda w poszukiwaniu skarbów. Skarbów ukrytych w Jezusie. Czuję się jak Indiana Jones w “Poszukiwaczach zaginionej Arki”, gdyż wiem, że jest gdzieś ukryty skarb, który uczyni moje życie spełnionym.

Ukryte skarby cz. 3

Pisałam wcześniej, że trzeba nam rozróżniać, kiedy prosić Boga o coś dla swego życia, a kiedy raczej wyznawać spełnienie się Bożych obietnic w naszym życiu. Ja sama wiele godzin „straciłam” na prośby o rzeczy, które Bóg już obiecał. Ileż to razy odmawiałam na przykład modlitwę o Bożą ochronę na drodze podczas prowadzenia samochodu! A Bóg już przecież obiecał, że będziemy chronieni. Taka modlitwa prośby jest jak proszenie o pożyczenie 5 zł, podczas gdy wygraliśmy na loterii 100.000 zł i one do nas prawnie należą. Jest o tym, że Bóg nas chroni na przykład w Psalmie 91, ale też w wielu innych miejscach w Biblii. Tak więc staram się uważnie czytać Biblię, aby raczej wyznawać (ogłaszać) że to, co Bóg obiecał, SPEŁNI SIĘ w moim życiu. I oczekuję tego, a wiara właśnie się wiąże z oczekiwaniem. Biblia mówi, że „ile jest obietnic Bożych w Jezusie wszystkie są na „tak”. Dlatego przez Niego wypowiada się nasze „Amen” (czyli „niech tak się stanie”) Bogu na chwałę” (2Kor 1, 20). Wobec tego mamy prawo w Jezusie przywłaszczać sobie Boże obietnice i ogłaszać ich spełnienie w naszym życiu w zależności od okoliczności. Przede wszystkim jednak musimy poznawać Słowo Boże, aby nie stosować „magicznych formułek” – modlitw w oparciu o fragmenty wyrwane z kontekstu lub bez podstaw biblijnych.

Modlitwa prośby w sytuacji, gdy raczej powinniśmy wyznawać Boże obietnice jest jak jazda pociągiem osobowym, zamiast IC: dużo wolniej, w gorszych warunkach, choć co prawda dużo taniej. Niewiele tak naprawdę kosztuje modlitwa prośby, no i możemy się tak „wyjęczeć” przed Bogiem, aż nam lżej. Czy chodzi o to, żeby było nam lżej, czy raczej, żeby widzieć manifestację Bożej mocy w swoim życiu? Owszem Jezus jest naszym Przyjacielem, któremu możemy o wszystkim powiedzieć, ale Jezus powiedział to o sobie w innym kontekście. Powiedział, że nazywa nas swymi przyjaciółmi, bo zwierzył się nam ze wszystkiego (J 15, 14-15). Już nie ma przed nami żadnych tajemnic. A to, co jest Jego – jest też i nasze: „jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8, 17). O tym jest też mowa w Liście do Galatów 3, 26-29 i w Ga 4, 6-7. Modlitwa prośby, kiedy raczej powinniśmy uczynić dobre wyznanie wiary w Boże obietnice co do danej sytuacji w naszym życia sprawia, że niejako Bóg musi się zniżać do naszego poziomu. A czy nie lepiej, abyśmy sami się windowali do pozycji, jaką mamy w Jezusie przed Bogiem?

Pisałam kiedyś o moim uzdrowieniu z alergii i dziedzicznej choroby kolan. Stało się to właśnie na zasadzie modlitwy wyznawania, nie prośby. Jak mogę prosić Boga o uzdrowienie, skoro Bóg powiedział, że to jest Jego wolą (w wielu miejscach w Biblii). Na przykład w Pierwszym Liście Piotra 2, 24 jest napisane: „Krwią Jego (Jezusa) zostaliście uzdrowieni”. „Zostaliście” jest w czasie przeszłym, a nie przyszłym! W Księdze Izajasza 53, 5: „w Jego (Jezusa) ranach jest nasze zdrowie”. „Jest” jest w czasie teraźniejszym. Są rzeczy, o które należy prosić i Biblia nam wskazuje jakie są to rzeczy, ale są też inne rzeczy, których przyjście do naszego życia powinniśmy wyznawać, a nie prosić o nie. Jednakże, aby się dowiedzieć, które są które, trzeba czytać Biblię!

Czy nie chcemy, aby wola Boża wypełniła się w naszym życiu? Czasem niepotrzebnie zajmujemy się modlitwą prośby o sprawy, co do których mamy od razu zgodę Nieba. Wobec tego należy to ogłosić w rzeczywistości duchowej, a nie prosić o to. Dzieje się na podobnej zasadzie, jak ma to miejsce na rozprawie sądowej. W pewnym momencie po wysłuchaniu oskarżeń, obrońcy i świadków, sąd idzie podjąć decyzję, a potem wraca, aby ogłosić wyrok. Jezus powiedział, że diabeł został osądzony i jego zastępy rozbrojone (Kol 2, 15) i że w Jezusie zostały „zniszczone wszelkie dzieła diabła” (1J 3, 8). To jest ogólne dla całej ludzkości dopóki nie ogłaszamy tego faktem w swoim prywatnym życiu. My mamy ogłaszać ten wyrok, jaki już został podjęty nad diabłem – on jest pokonany! I to właśnie powinniśmy ogłaszać w modlitwie, że jest to faktem w naszym życiu. Jeśli diagnozujemy, że to co nas spotyka, jest dziełem diabła – to ogłaszamy nad nim wyrok i oczekujemy zaistnienia tego w naszym życiu. Stosowanie tego rodzaju modlitwy sprawia, że nasze życie staje się coraz bardziej życiem obfitości w Jezusie (J 10, 10).

Na koniec chcę dodać, że kiedy Bóg dał Izraelowi przykazania, jednocześnie dał inne zalecenie: „Niech pozostaną w twym sercu (umyśle) te słowa, które Ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je sobie do ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na twoich odrzwiach swojego domu i na swoich bramach” (Pwt 6, 6-9). Bóg to zalecał, gdyż zależało Mu, aby Izraelici doświadczali Jego błogosławieństwa w każdej dziedzinie życia – tego „shalom”, o którym pisałam wcześniej. Bóg wiedział, że mamy krótką pamięć, dlatego zalecił, aby uczono się Jego Słowa na pamięć i aby je wyznawano przy każdej sposobności. To jest przykład dla nas. Po pierwsze czytanie Biblii, po drugie rozważanie, po trzecie uczenie się Bożych obietnic na pamięć lub ostatecznie zaznaczanie ich w Biblii, aby je w sytuacji potrzeby z łatwością odnaleźć, po czwarte – wyznawanie ich nad swoim życiem z dziękczynieniem Bogu za Jezusa, w którym te obietnice są na „tak” dla naszego życia.